Andrzej Koper - sylwetka


Pierwszy Polak, który za kierownicą samochodu osobowego pokonał Rajd Paryż-Dakar. Jedyny, który w latach osiemdziesiątych był w stanie nadążać za Marianem Bublewiczem. Czterokrotny mistrz Polski. Andrzej Koper.

Trabantem po pierwszą wygraną

Jeśli kierowca zaczynał swoją karierę od startów w Trabancie, dla młodszego pokolenia kibiców rajdowych zawsze będzie dinozaurem. Cóż czasy się zmieniły, a sporty wyścigowe zmieniły się jeszcze bardziej. Andrzej Koper, rocznik 1953, pierwsze rajdowe szlify zdobywał na początku lat siedemdziesiątych, właśnie za kierownicą kultowego nie tylko u nas pojazdu „made in NRD”. W ulepszonym dość chałupniczymi sposobami Trabantem 601 wygrał słynną imprezę Rajd Monte Calvaria, uznawaną dziś za najstarszy KJS w Polsce. A pod koniec dekady miał już trzy tytuły mistrza Polski w swoich klasach jeżdżąc Zastawą 1100 i Fiatem 128. 

Przełomem w karierze Kopra była przesiadka do przygotowanego do rajdów Renault 5 Alpine kupionego od Jerzego Landsberga. Nieoczekiwane trzecie miejsce na koniec sezonu mistrzostw Polski w 1979 roku zaowocowało trwającą dziesięć lat współpracę z francuską marką. Dwa lata później Koper zdobył swój pierwszy tytuł mistrzowski w klasyfikacji generalnej. Tak rozpoczęła się jego niezwykła rywalizacja z Marianem Bublewiczem. „Bubel” odebrał Koprowi miano najlepszego w sezonie 1983. Następne dwa sezony to triumfy Kopra, który w międzyczasie zmienił samochód na Renault 11 Turbo. W 1987 roku na tron powrócił Bublewicz, później znów lepszy był Koper, sięgając po swoje czwarte mistrzostwo Polski. „Bubel” miał w tym momencie trzy tytuły mistrzowskie, ale swój dorobek powiększył z nawiązką w latach 1989-1992, gdy całkowicie zdominował rywalizację na polskich trasach.


Andrzej Koper na co dzień jest dilerem aut marki Subaru (fot. Subaru A. Koper).

Żółty kontra czerwony

Pod koniec lat osiemdziesiątych rajdowa publiczność w kraju była wręcz podzielona na „żółtych” i „czerwonych”. Ci pierwsi kibicowali Koprowi i jego Renault udekorowanemu właśnie w słonecznych barwach, drudzy trzymali kciuki za krwistą Mazdę i Forda Sierrę Bublewicza. Nie było tajemnicą, że między oboma zawodnikami, jak to w sporcie bywa, nie brakowało spięć na i poza trasą. Jak jednak wspomina sam Koper, osobiste antagonizmy pomiędzy kierowcami były często sztucznie podsycane, może po to, by nadać dodatkowego smaczku tej i tak wystarczająco zaciętej rywalizacji. A gdy Bublewicz zmarł w 1993 roku w wyniku wypadku podczas Zimowego Rajdu Dolnośląskiego, Koper był jednym z pierwszych rywali wielkiego „Bubla”, którzy publicznie oddali mu hołd. Przyznaje też, że ta tragedia odcisnęła na nim olbrzymie piętno. Ograniczył starty, a dwa lata po wypadku Bublewicza zdecydował o zakończeniu swojej rajdowej kariery. W ostatnim sezonie występował w Subaru Imprezie N-4.

Zanim jednak powiedział: „pas”, do czterech tytułów mistrzowskich wywalczonych w Polsce, Koper zdążył dopisać kilka znaczących sukcesów międzynarodowych. Pierwszy odniósł niedługo po swoich 31. urodzinach, triumfując w Pucharze Pokoju i Przyjaźni, rajdowym cyklu nazywanym też mistrzostwami krajów socjalistycznych. Dziś sama nazwa tej imprezy brzmi egzotycznie, jednak w latach osiemdziesiątych składały się na nią m.in. zawody obecnie wchodzące w skład mistrzostw Europy (np. czeski Rajd Barum, bułgarskie Złote Piaski – obecnie Rajd Bułgarii, a także Rajd Polski – przez lata eliminacja mistrzostw Europy, dziś rajd mistrzostw świata). A startowali między innymi bardzo dobrze przygotowani Czesi, wyposażeni w solidne Skody 130 RS, oraz cała plejada najlepszych kierowców z Europy Wschodniej w szybkich i niezawodnych wówczas Ładach.


Subaru Impreza TMR 2010 zbudowana przez Tommi Makinena - tym autem obecnie ściga się A. Koper (fot. Subaru A. Koper).

Spanie na kamieniu w Dakarze

Koper rzadko pojawiał się na trasach faktycznych mistrzostw Europy, ale kilka jego startów było godnych uwagi. W 1986 roku wygrał Rajd Albena i Rajd Polski, jednak nie zaznaczył swojej obecności w czołówce klasyfikacji generalnej mistrzostw. Inaczej było rok później. Takie wyniki, jak choćby trzecia pozycja na mecie Rajdu Albena i drugie miejsce w Rajdzie Polski pozwoliła mu uplasować się na szóstej lokacie w na koniec sezonu. To osiągnięcie mogło być bardziej okazałe, gdyby nie np. awaria wykluczająca go z walki o wysokie miejsce w greckim Rajdzie Halkidiki czy pechowa porażka z Jimmim McRae (ojcem Colina McRae) podczas Rajdu du Var. 

W 1990 roku Koper stał się pierwszym polskim zawodnikiem, który za kierownicą samochodu osobowego wziął udział w Rajdzie Paryż-Dakar. Propozycję startu dostał w zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach – miesiąc przed imprezą, po wycofaniu się Węgra Atilli Ferjancza. Partnerem Polaka w Land Roverze 110, w teamie Camela był Jugosłowianin Tihomir Filipović. Jak sam wspomina, występ w morderczym maratonie był bardziej wyczerpujący niż mógł sobie wyobrazić. „Brak wody, brak jedzenia, spanie na kamieniu, choroby, kradzieże, problemy językowe…” – wyliczał Koper. Do tego pilot praktycznie bez doświadczenia w tym fachu, bo dotychczas spełniał się głównie jako kierowca wyścigowy. „Dojechaliśmy do mety i byłem zadowolony głównie z tego, że mogłem wracać do domu bez większych uszczerbków zdrowotnych, psychicznych i materialnych” – opowiadał Koper.

Polsko-jugosławiańska załoga została sklasyfikowana na 77. miejscu. Jak mówi Koper, dwa lata później dowiedział się o tym, że został jednak zdyskwalifikowany, zresztą w dość kontrowersyjnych okolicznościach.

„Minęliśmy jakiś punkt kontrolny, który był złośliwie ukryty za wydmą. Zresztą nasz opiekun z Camela twierdził podczas rajdu, że ten punkt ominęło wiele załóg i żeby się nie przejmować, bo będzie anulowany. Powiem szczerze, że to było dla mnie kompletnie bez znaczenia” – wspominał polski kierowca. 


Subaru Impreza Andrzeja Kopra w barwach na sezon 2012 (fot. Subaru A. Koper).

Starszy gość, który chce pojeździć

Wtedy obiecał sobie, że do Dakaru więcej się nie wybierze. Nikt nie mógł za to przypuszczać, że po 13 latach znów pojawi się na rajdowych trasach w Polsce. W 2008 roku znów pojechał się w Rajdzie Dolnośląskim. Obecnie bierze udział w rajdach okazjonalnie, jak mówi, „dla zabawy”. „Ja sobie tylko jadę i cieszę się, że wpadłem w poślizg i z niego wyszedłem. To jest moje podejście, starszego gościa, który się nudzi i chce trochę pojeździć” – tłumaczy swój zaskakujący powrót do ścigania. Na co dzień Koper jest dilerem Subaru. Jak żartują niektórzy, o samochody bardzo dbał już jako rajdowiec.

Do dziś jest zapewne jedynym polskim kierowcą z sukcesami, który nigdy (!) nie skasował auta podczas zawodów.  

hd-wideo

See video